:28:15
- Już późno.
- Naprawdę?
:28:19
- Jak kolacja?
- race śpi?
:28:21
- Tak.
- Nic nowego nie usłyszałem.
:28:24
Tylko głośniej mówili.
:28:27
- Więc po co poszedłeś?
- Jedno z nas powinno.
:28:31
To nasi przyjaciele.
:28:40
Wpadłem na pomysł.
:28:42
Wyjedźmy w tropiki...
:28:44
Na Bermudy albo Bahamy.
Co?
:28:52
Nic. Bermudy to zły pomysł.
race musiałaby nosić
:28:57
sukienki albo szorty.
:28:59
Oczywiście.
:29:05
Co się dzieje?
:29:09
Zawiozę Pielgrzyma
:29:12
do tego faceta od koni...
w Montanie.
:29:15
Mówię serio.
:29:17
Zaraz... zraziłaś się do niego.
:29:20
To prawda.
Chcę zabrać ze sobą race.
:29:24
Żartujesz.
:29:25
- Liz da przyczepę...
- Załatwiłaś to już?
:29:29
Dowiadywałam się.
:29:30
Wieźć szalonego konia?
:29:33
Nie przesadzaj.
:29:35
Nie mogę wyjechać.
:29:36
- Ja pojadę.
- Sama? Jak?
:29:40
Podamy mu środki.
Znam się na koniach.
:29:43
- A redakcja?
- Pokieruję nią z Montany.
:29:46
A race?
Lekarz zalecił spokój...
:29:50
- Jego rady są mało skuteczne.
- Mówi, że to potrwa.
:29:55
Mam gdzieś to, co mówi!
:29:57
- Nie chcę dalej udawać...
- Ja wcale nie udaję...